piątek, 7 kwietnia 2017

1.08 [epilog]


Myśli uczucia 
Gdzieś zduszone 
Umierają we mnie 
Powoli i intensywnie
Odebrałeś mi to co 
Dostałam od ciebie. 
Możliwość kochania
Tylko złudzenie
Ona wróciła 
Wyrwała mi z rąk to
Co miałam
I teraz 
Zostały po nas tylko
Puste miejsca
Szum wspomnień
Niedopalone papierosy
Niedopowiedzenia.



Ostatnio wiele razy, od wielu ludzi słyszałam: „weź swoje życie w swoje ręce” i mimo wszystko ich nie posłuchałam. Zawsze łatwiej iść pod prąd, masz więcej miejsca i czasu dla siebie. Tylko czasem nie podążając za stadem możesz się zgubić, zmylić drogę, a po godzinie lamentu zostaje tylko czekanie na ratunek, który w tym przypadku nie zwrócił mojej uwagi. Objawił się w postaci znanego wam już trochę Daniela. Po tym wszystkim, patrząc na siebie w lustrze, na głos mogę powiedzieć, że to właśnie on był kimś kto miał mnie poprowadzić do punktu wyjścia i lekko popchnąć w dobrym kierunku. Jak się pewnie domyślacie – nie stało się tak. Tamto spotkanie, gdy zalana w trzy dupy postawiłam nogę w jego mieszkaniu było naszym końcem, ponieważ znowu zwyczajnie stchórzyłam. Nie zbiłam mu talerzy, nie wykrzykiwałam swoich racji -zmieniłam metody – stałam tam wpatrując się w niego jak w wystawę cukierni i nie umiałam wykrztusić słowa. Uciekłam jeszcze zanim zdążył wygiąć usta w zbyt miłym na mój gust uśmiechu. Nie krzyczał za mną, nie wybiegł – odpuścił. I ja też to zrobiłam gniotąc kilka świstków papieru, które wypadły z beżowej koperty z wytłaczanymi złotymi obrączkami. Odpuściłam choć wiedziałam, że robię błąd, wiedziałam, że udając, że wszystko je okej okłamię świat po raz kolejny. Poczuła coś do niego i nawet nie umiem określić momentu, gdy „to tylko seks” stało się kłamstwem. Może wtedy, gdy po raz pierwszy byłam w jego mieszkaniu? A może wtedy, gdy moja pościel przesiąknął jego zapachem? Nie wiem, nie chcę się kajać we wspomnieniach. Życie płynie, biegnie, gna do przodu na łeb, na szyję, a od tej sytuacji minęły prawie dwa lata. Co się ze mną działo? Nic szczególnego. Studia, nauka, studia. Czasem tylko dałam się wyciągnąć Axelowi do klubu, ale wracałam sama ewentualnie na rękach bruneta, który potem grzecznie zasypiał na kanapie. Tak było okej, dało się wytrzymać – kłamię, było naprawdę fatalnie, gdybym pewnej listopadowej nocy nie usiadła na ławce na rynku i wszystko się zmieniło.
Linn, wychodzę – usłyszałam mężczyznę, który wydawał się być rozbawiony moim dresem i miską chrupek leżącej na stole. Spojrzałam na niego mrużąc oczy i po chwili uśmiechnęłam się do niego szeroko.  – Nie zjedz tylko wszystkiego. – pocałował mnie w czoło, a ja zamknęłam oczy celebrując tę chwilę czegoś, co nieśmiało mogłam nazwać szczęściem. – Będę za godzinę.
Musisz? – mruknęłam przewracając ostentacyjnie oczami. Chciałam go tutaj, teraz i potrzebowałam jego przytulenia, żeby znieść czekające mnie wyzwanie, czyli kolację rodzinną, którą zorganizował Tande. Pstryknął mnie w nos, a mieszkanie przepełnił moje znużone westchnienie. Zostawiał wszędzie pogniecione koszule, ale jakoś ich zbieranie mi nie przeszkadzało.
Wyszedł nim zdążyłam policzyć do setki, a mi pozostało patrzenie się w płynące po niebie jasne obłoki – była naprawdę piękna pogoda, a ja nie miałam zamiaru spędzić tego dnia sama w czterech ścianach. Trochę mi to zajęło zanim znalazłam, gdzieś na dnia szafy parę sportowych butów i jakieś legginsy, w których musiałam wyglądać naprawdę komicznie. Naprawdę miałam zamiar biegać, wyrzucić z siebie te wszystkie negatywne emocje, które zebrały się przed kilka lat, zniszczyć te wszystkie myśli, które od rana powodowały mdłości i zawroty głowy – bałam się, że się nie opanuję, że wybuchnę płaczem, którego nie będę umiała racjonalnie wytłumaczyć nie niszcząc życia ani sobie, ani nikomu innemu. Poprawiłam kilka wystających z koka kosmyków i chwyciłam za klamkę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Daniel? – zapytałam wbijając w niego zdziwione spojrzenie, czułam jak jego wzrok przeszywa moją skórę, czułam, jak przyśpiesza moje serce, a powietrze gęstnieje z sekundy na sekundę, którą spędzamy na patrzeniu się na siebie w ciszy. Czuję każdy centymetr jego uwagi na mojej duszy, każde wyrwane westchnienie. Pokręciłam głową, próbując utrzymać równowagę. – Co ty tutaj przepraszam robisz?
Pomyślałem, że powinienem ci powiedzieć kilka rzeczy przed wieczorem – zagryzł dolną wargę, a ja miałam ochotę zapomnieć się chociaż na chwilę. Nie mogłam tego zrobić, nie chciałam, nie powinnam. Czy to nie absurdalne, że wspomnienia o dobrych czasach o wiele częściej doprowadzają do łez, niż wspomnienia o tych złych?  – Mogę wejść? – zapytał, a w jego oczach błyszczała nadzieja, jakby nie minęły lata, a godziny. Migotały emocje, wspomnienia, odczucia, których nazwania nie chciałam.
– Nie wiem, czy to jest dobry pomysł – mruknęłam pod nosem przymykając oczy, ponieważ nie sądziłam, że zobaczenie go, rozmowa z nim wzbudzi to wszystko, co było zależne tylko od jego dotyku, jego pocałunków, jego niecierpliwych dłoni. 
Poczułam, jak podchodzi bliżej mnie, jak ogranicza mi zdolność rozsądnego myślenia, jak robi z mojego umysłu zwykłą papkę. Odruchowo przyciągnęłam go bliżej, on machinalnie wręcz musnął moje wargi swoimi – znowu to zrobiliśmy, znowu postąpiliśmy tak jakby nic i nikt się nie liczył. Czułam, jak przesuwa palcami po moim kręgosłupie, jak szuka mojego ciała, jakbym mogła mu zabrać część duszy w jednym momencie. Chłonęłam jego zapach każdym oddechem, poznawałam go po smaku pocałunków. Niepotrzebnie otwierałam drzwi, niepotrzebnie przyjmowałam zaproszenie na tę kolację, niepotrzebnie się zaangażowałam przed dwoma laty, niepotrzebnie tak bardzo się zaangażowałam.
               – Daniel –odsunęłam go na długość ręki, choć widziałam, że on tego nie chce, ale ja ze łzami w oczach musiałam to przerwać. Musiałam być odpowiedzialna, choć ten jeden raz – dla niczego nieświadomej Any, dla Sebastiana, który był dla mnie zdecydowanie zbyt dobry. – Wyjdź zanim to zajdzie za daleko. – wyszeptałam kręcąc głową.
Chciał coś powiedzieć, jednak uciszyłam go ruchem ręki. Wiedziałam, jak się waha, jak próbuje się zachować zgodnie ze sobą, ale to nie był czas na słuchanie serca – te dni minęły i nie miały happy endu. Odwrócił się zapinając sportową bluzę, a mi ode chciało się biegać. Miałam wrażenie, że to właśnie ta chwila, na której wisiała nasze wieczność, że potem już nic nigdy nas nie połączy.
– Myślisz, że mogę oświadczyć się Anie? – zapytał przez ramię próbując ukryć łzy, który kryły się w kącikach jego oczu – pytał mnie jakby moje zdanie miało jakieś znaczenie, jakbym mogła coś jeszcze zmienić, naprawić.
– Czyli to pożegnanie? – zapytałam drżącym głosem, a gdy kiwnął głową moje serce stanęło. Nie było mnie bez niego, nie było jego beze mnie, nie było miłości bez nas – chyba właśnie wtedy nastąpił koniec świata.


cdn. (?)


nie wiem czy chcę to komentować, bo dużo się dzisiaj dzieje. 
chyba słowo: Dziękuję! wystarczy.


piątek, 31 marca 2017

1.07




Uniosłam leniwie powieki, jednak od razu miałam ochotę je zamknąć. Zachodzące słońce raziło mnie oślepiająco, a natarczywy gość dzwoniący do drzwi przyprawiał mnie o zawroty głowy. Mrugając pośpiesznie wstałam z łóżka, w którym zaległam kilka godzin wcześnie, żeby przygotować się do jednego egzaminu poprawkowego, który czekał mnie za równy tydzień. Odkąd wróciłam do Trondheim starałam się nauką zająć każdą wolną chwilę, aby nie pozwolić sobie na zbyt intymne myśli, które i tak wkradały się między kolejne definicje i pojęcia, z których nie rozumiałam zupełnie nic. Parsknęłam głośno zerkając w lustro, żeby skontrolować swój wygląd - nie mogłam w końcu straszyć. Kiwnęłam głową akceptując obecną wersję siebie otworzyłam drzwi.
- Niesamowite - warknął w moją stronę Axel wchodząc do mieszkania. - Już myślałem, że umarłaś, skarbie. - cmoknął mnie szybko w policzek i z dwoma siatkami zakupów udał się do kuchni. Uśmiechnęłam się do siebie i kręcąc głową podążyłam jego śladem, aby w końcu usiąść na jedynym wolnym kawałku blatu. - Mam sushi - powiedział taksując mnie wzrokiem, a następnie cmoknął z irytacją.
- Co znowu zrobiłam nie po twojej myśli? - zapytałam retorycznie nie mogąc długo patrzeć na jego zdegustowany wyraz twarzy. Brunet westchnął przeciągle opadając na krzesło. Wzruszyłam ramionami sięgając do jedno z jabłek, które ze sobą przyniósł - Gdzie masz Karla?
- Pracuje do wieczora - widziałam te iskierki, które pojawiły się w jego oczach przy wzmiance o ukochanym. Kiwnęłam głową przymykając oczy - bolał mnie każdy centymetr ciała, który on zaszczycił chociaż chwilą uwagi, bolały mnie usta, które pragnęły jego warg. - Co się stało?
Wzdrygnęłam się spoglądając na niego zaskoczona. Nie miał powodów, żeby podejrzewać jakąś przyczynę mojej zmiany nastawienia do świata, życia i nauki. Patrzyliśmy na siebie, mierzyliśmy się spojrzeniami, aż do momentu, gdy straciłam psychiczny komfort. Mój przyjaciel uśmiechnął się z satysfakcją poważniejąc po chwili. Mruknął coś niewyraźnie, a ja czułam coraz większą potrzebę opowiedzenia mu wszystkiego, począwszy od pierwszej nocy z blondynem skończywszy na naszego zbliżenia podczas imprezy charytatywnej. Czułam się bardzo źle z tym, co zrobiłam i potrzebowałam opinii kogoś zupełnie z zewnątrz. Mimo to, że Axel był najbliższą mi aktualnie osobą nie wiedział o tej sytuacji zupełnie nic. Nie chciałam go wtajemniczać, ponieważ liczyłam się z tym, że skrytykuje mnie, osądzi i zadzwoni do mojej matki. To było możliwe!
- Obiecaj, że nie zadzwonisz do Rut. – zagryzłam wargi siadając na podłodze po turecku. Chciałam choć w małym stopniu poczuć się bezpiecznie. – Axel, przysięgnij.
- Przysięgam. – mruknął przewracając oczami, a ja swoje zamknęłam. Nie miałam ochoty patrzeć na jego szok, na zawód, na niedowierzanie, że osoba tak mu bliska była zdolna do czegoś takiego. Bałam się, że wyjdzie, że nie pogłaska mnie po głowie, jednak gdzieś tliła się nadzieja, że z kamiennym wyrazem twarzy kiwnie głową i zaproponuje, żeby zabrać się za jedzenie. Miałam szansę na przespanie całej nocy, na opinię kogoś kto nigdy nie był w podobnej sytuacji. – No mów!
Uderzałam paznokciami o drewnianą podłogę pogrążając się w ciszy. Wzdychałam, zaczynałam zdania, które nie miały żadnego sensu i czułam jak każdy organ rozrywa mi się na kawałki. Gdy brunet po raz kolejny wydał z siebie zdenerwowany okrzyk zostałam pozbawiona wszelkich złudzeń. Zaczęłam mówić o wszystkim, zdanie po zdaniu, szczerze i ze wszystkimi szczegółami. Łzy moczyły moją koszulką, paznokcie wbijały się wręcz w kostki, które obejmowałam. Chrypiałam swoją pokutę, wymyślałam rozgrzeszenie, które mogę otrzymać. Mimo całej złości, bezsilności czułam, że gdybym miała możliwość zrobiłabym to ponownie. Byłam już na autostradzie, a od piekła dzieliło mnie tylko kilka kroków. Wspomnienia migały mi pod powiekami, tak realne, że czułam zapach jego perfum, chłonęłam ciepło jego ciała, odtwarzałam słodki szept, którym pieścił moją duszę. Sprzedałam mu całą siebie, od czubka głowy do palców u stóp, ale oddałam mu wręcz za bezcen własne wnętrze – duszę, sumienie, serce – wszystko należało i zależało tylko od niego.
- A teraz co? – zapytał głupio, gdy skończyłam swoją odpowiedź. Jego głos był spokojny, zdecydowania różnił się od wersji, którą przewidywałam. Otworzyłam oczy łapiąc je pełne troski spojrzenie. Opierał głowę na dłoni, jakby była zbyt ciężka od ilości nowych informacji. – Siedzisz tu i wypłakujesz oczy. Nic ci to nie dało poza nerwicą i niemożliwością spojrzenia siostrze prostu w twarz. Linn, dlaczego wtedy zerwałaś z nim znajomość? – zapytał, ale widząc, że otwieram usta uniósł dłoń. – Bo poczułaś coś. Straciłaś to, co kochasz mieć najbardziej, czyli kontrolę. Zależałaś od niego i tego właśnie się bałaś. – kiwnęłam głową, jednak on jeszcze nie zakończył swojego kazania. Patrzyłam, jak wstaje z miejsca i zaczyna krążyć po kuchni z zagryzionymi wargami. – Jednak, gdy zobaczyłaś go z Aną uczucie, które próbowałaś stłumić znowu się ujawniło. Nie wiem w co on gra i czego właściwie chce, ale myślę, że mimo wszystko powinnaś mu wszystko powiedzieć.
Zakończył uśmiechając się pokrzepiająco i usiadł obok mnie. Czułam, jak obejmuje moje roztrzęsione ciało i byłam mu za to wdzięczna. Teraz musiałam tylko znaleźć w sobie tyle odwagi, że pojechał do Daniela i wszystko z nim wyjaśnić. Nie chciałam zostawiać tego na następny dzień, więc gdy tylko się uspokoiłam i zapewniłam Axela, że wszystko jest dobrze po raz tysięczny wybiegłam z domu i ruszyłam do mieszkania blondyna łamiąc wszystkie obowiązujące przepisy.
Wpatrywałam się w swoje białe trampki na zmianę w drzwiami, do których miałam zadzwonić. Czułam, jak drży każda komórka mojego ciała, a świadomość, że mój przyjaciel postanowił mi towarzyszyć i czeka na mnie w samochodzie nie dodawała mi wcale otuchy. Kontrolował mnie będąc na parterze i wiedziałam, że gdy zbyt długo nie będę wracać nic go nie powstrzyma przez wparowanie do mieszkania Tande. Przełknęłam głośno ślinę oddychając głośno. Mój palec zawisł tuż przed dzwonkiem, a ja czułam, że wykonywana przeze mnie czynności trwają wieczność. Dźwięk, który rozległ się po korytarzu echem pozbawił mnie umiejętności racjonalnego myślenia – chciałam uciec, zniknąć, udać, że się pomyliłam. Jednak, gdy zobaczyłam, że drzwi się otwierają zamarłam. Znowu wpatrywaliśmy się w siebie z nadzieją, zdziwieniem i masą sprzecznych emocji.
- Linn? – usłyszałam jego głos i przepadłam.


bardzo dobrze mi się to pisało i mam nadzieję, że epilog też pójdzie mi z taką łatwością. ze specjalną dedykacją dla dzisiejszej solenizantki - jeszcze raz Wszystkie Najlepszego, Karo ♥



niedziela, 26 marca 2017

1.06

Bawiłam się złotym serduszkiem, które wisiało na cienkim łańcuszku. Denerwowałam się ciężką atmosferą, grobową ciszą, która trwała nieprzerwanie podczas całej podróży do urzędu miasta. Denerwowałam się dłonią ojca, który obejmował mnie w talii, dodając otuchy, abym nie uciekła z krzykiem. Byłabym do tego zdolna, ponieważ moja pewność siebie ulatniała się w starciu z wysoko postawionymi urzędnikami. Skinęłam głową organizatorom imprezy rzucając tacie wdzięczny uśmiech.
- Po prawej jest bar - poinstruował mnie z zawadiackim uśmiechem, który znałam tylko i wyłącznie z licznych zdjęć z początku związku rodziców. Nie dziwiłam się mamie, że dostrzegła coś w tym niepozornym mężczyźnie owładniętym miłością do matematyki. Spadł mi kamień z serca, gdy moje obolałe od palących spojrzeń ramiona zetknęły się z chłodnym powiewem klimatyzacji. - Tylko nie przesadzaj.
Posłałam mu tylko drwiące spojrzenie i odprowadziłam go wzorkiem do pogrążonej w rozmowie z sąsiadką matki. Kobiety gestykulowały żywo, jednak gdy przybyli ich małżonkowie posłały im czułe spojrzenia. Czy to była właśnie miłość? Wzruszyłam ramiona energicznym krokiem ruszając do baru, który obsługiwał młody barman. Opadłam na drewniany stołek opierając podbródek na otwartej dłoni. Obserwowałam długimi spojrzeniami jak obsługuje siedzących obok mnie lubi zagadując do kilku z nich. Zastanawiałam się czy jest przykładem powierników wielkich tajemnic, miejsc ukrycia wielkich pieniędzy czy wujkiem dobrą radą dla strudzonych niewiast ze włamanym sercem.
- Co podać? - chłopak rzucił mi przyjazne spojrzenie wyraźnie dostrzegając aurę zmęczenia jaką wokół siebie mimowolnie roztaczałam. Zagryzłam wargę spoglądając na tablicę pokrytą przynajmniej dwudziestoma propozycjami różnych drinków, które skutecznie pozwoliłby mi się odstresować, jednak nie zamroczyły by mnie na tyle, żeby byle przypadkowej osobie wyjawić wszystkie moje sekrety. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, że ktoś mógłby się dowiedzieć o tej chorej grze, którą prowadziłam ze skoczkiem narciarskim.
- Rum z colą - rzuciłam decydując się na najoczywistsze połącznie, do którego miłość odziedziczyłam podobno po ciotecznej babce, która zapijała tym trunkiem wszelkie smutki.
Uśmiechnęłam się szeroko do szklanki, która po chwili pojawiła się na blacie przede mną wsłuchując się w obijające się o brzegi kostki lodu. Skinęłam do niego głową wykrzywiając usta w zmęczonym uśmiechu. Nie byłam tutaj długo, a już miałam dość wszystkiego i wszystkich dookoła mnie - ciężar odpowiedzialności, żeby dobrze się zaprezentować dalej ciążył na moich barkach, a ja klęłam pod nosem, że rzuciłam palenie. Potrzebowałam kilku zaciągnięć, które otuliły by moje rozdygotane ciało do snu, które ukoiły by nawiedzające mnie od kilku tygodni koszmary, w których spóźniałam się na ślub mojej siostrzyczki - nie mogło do tego dojść.
- Alkohol spowalnia umysł - usłyszałam prześmiewczy głos, na którego dźwięk mój organizm od razu włączył tryb najwyższej czujności. - Jeszcze się na mnie rzucisz.
- Aby to zrobić musiałabym wybić wszystko z tych półek - stwierdziłam chłodno czekając aż usiądzie obok mnie, aby mogła obrócić się w jego stronę i spojrzeć w jego oczy bez potrzeby zadzierania głowy. - Raczej mnie na to nie stać. - założyłam nogę na nogę chwytając w dłoń szklankę. Przyglądał mi się, studiował każdy centymetr mojego ciała z niebywałą uwagę, a ja robiłam dokładnie to samo. Chciałam zapamiętać każdy szczegół, każdy układający się w drugą stronę kosmyk, każdy pieprzyk - dotykaliśmy się wzrokiem tak bezczelnie, że żadne z nas nie miało w sobie tyle skruchy, żeby zaprzestać.
- Poproszę to samo - kiwnął na obsługującego mnie wcześniej barmana, który przemieszczał się półkami bezszelestnie. - Chętnie bym się przekonał. - zaśmiał się gardłowo, a ja przewróciłam oczami. Czułam, że zaczynam się chwiać, traciłam równowagę, przewagę jaką jeszcze nad nim miałam. Wyciągnął dłoń w moją stronę, ale się odsunęłam - wiedziałam co chce osiągnąć, ale ja oprócz wygranej chciałam nieszczęścia Any. Gdzieś z tyłu głowy majaczył mi jej dziecięcy uśmiech, niewinność jej twarzy sprawiała, że budziłam się zlana potem.
- Daniel - pogładziłam opuszkami palców jego udo i uśmiechnęłam się z satysfakcją, gdy poczułam, jak się spina. - Nie chcę, żeby tak to wyglądało. - zaryzykowałam trochę go oszukując. Wiedzieliśmy, że to już długo nie potrwa, szczególnie jeśli oboje się upijemy. Nie czuliśmy jednak, że zmęczyliśmy się balansowaniem na linii - zaczęliśmy ją przekraczać, tylko, że po drugiej stronie nie było światła. Tam istniał tylko chaos.
- Naprawdę?
- Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. - wyszeptałam mu do ucha, a odchodząc od baru uśmiechnęłam się przez ramię do barmana, który wydawała się równie zaskoczony co blondyn. - Chyba mamy remis. - rzuciłam bardziej do siebie, bo byłam już na tyle daleko, że nie mógł mnie usłyszeć. Tylko jak już nie chciałam w to grać, ja już chyba nawet nie chciałam wygrać - byłabym w stanie pogodzić się z porażką, byleby został przy mnie, został ze mną.


***


Słońce zaszło, ludzie rozmawiali na poważne tematy, a ja w końcu mogłam się od tego oderwać. Korzystając z chwili, gdy rodzice zniknęli w tłumie wymknęłam się do ogrodu przynależącego do domu zajmowanego przez burmistrza. Przestępowałam z nogi na nogę dławiąc się dymem papierosowych, który dolatywał do mnie z większej odległości. Stał tam zaciągając się mocno, z oczami utkwionymi w niebie. Od spotkania przy barze odwracał wzrok, gdy patrzyłam, choć wiem, że łaknął tego kontaktu, pragnął dotyku, który zatrzymałby świat na chwilę i żadne z nas by się już nie odrodziło.
- Nie wiedziałam, że palisz - powiedziałam opierając się plecami o konar brzozy, która stała na tyłach ogrodu. - Zawsze myślałam, że sportowcy nie mogą tego robić.
- Sportowcy robię wiele rzeczy, których im nie wolno. - odparł chłodno zaciągając się mocno, a dym podrażnił mi oczy. Zakaszlnęłam zerkając na niego z wyrzutem, jednak on tylko wzruszył ramionami dopalając papierosa. Jego mięśnie były napięte - wyraźnie widziałam je pod materiałem białej koszuli. Dotknęłam granatowej marynarki, którą powiesił niedbale na wystającej gałęzi.
Czułam pod palcami materiał, który jeszcze kilka chwil wcześniej on miał ubrany. Czułam w powietrzu jego perfumy, które mieszały się z zapachem sosem wokół nas. Byliśmy sami, a ja wiedziałam, że dzisiaj, że właśnie teraz gramy ostatnią rundę, nie było już innej możliwości. Ktoś kogoś zrani, ktoś wpadnie w wykopany przez siebie dół, ktoś zwycięży zgarniając całą pulę - a ja nie chciałam być tym kimś.
- Na przykład jakie? - zapytałam wiedząc, że w tym momencie przekraczam granicę pozornego bezpieczeństwa - byliśmy w punkcie, skąd nie było już odwrotu - mogliśmy tylko iść do przodu.
Nie odpowiedział od razu - tylko obrócił się w moją stronę z kpiącym uśmiechem. Chciałam się przekonać, choć przecież wiedziałam o czym mówi. Sportowcy nie zdradzają swoich dziewczyn. Sportowcy nie piją alkoholu, że nie reagować na dotyk sióstr swoich ukochanym. Sportowcy nie grają w tak chore gry. Sportowcy nie wykorzystują ludzi tak jak my się upokarzaliśmy przez kilka ostatnich dni. Sumienie paliło mnie do żywego, gdy muskał palcami mój policzek, gdy dotykał skóry wokół obojczyk. Skóry, która pragnęła jego warg, jego uwagi, każdy centymetr wręcz jęczał do niego żałośnie z prośbą o uwagę. Zagryzłam wargę dotykając jego falującej nierytmicznie piersi - czułam jak pod palcami bije jego serce, które nigdy nie będzie bić dla mnie. Czy to egoistyczne, że choć raz chcę mieć go dla siebie, żeby móc poczuć, jak to jest z nim być? Chciałam poczuć tylko namiastkę tego, co moja siostra miała na co dzień.
- Na przykład takie. - złapał mocno moje nadgarstki.
Odszukanie moich warg nie zajęło mi nawet sekundy, a ja mogłabym przysiąc, że uśmiechnął się czując, że odwzajemniam pieszczotę. Wydawało mi się, że czas rzeczywiście stanął w miejscu. Że żadne z nas nie oddycha, że wszystko wokół, łącznie z powietrze wytwarza siłę, która jeszcze bardziej nas do siebie przyciągała. I że jeśli ja albo on się poruszy lub odezwie to wszystko zniknie, przewróci się jak z domek z kart i rozsypie. Nagle znieruchomiał patrząc mi w oczy. Mogłam się wyswobodzić, mogła go skrzyczeć, mogłam pobiec do Any i wszystko jej opowiedzieć. W jego oczach było tyle emocji, że nie mogłam w nie patrzeć. Przyciągnęłam go do siebie całując tak mocno jakby była to ostatnia rzecz jaką przyjdzie mi robić w życiu. Uniósł moje ręce przesuwając wierzchnią stroną po drewnie. Przywarliśmy do siebie jak dwie tonące osoby próbujące nawzajem ratować się przed śmiertelnym niebezpieczeństwem. Miałam wrażenie jakby poza jego dotykiem nie docierały do mnie żadne inne bodźce. Świat wirował, a ja chciałam więcej i więcej. Trzymałam się kurczliwie jego koszuli, jakbym próbowała go zatrzymać. Nie umiałam go puścić, nie umiałam niczego poza całowaniem jego warg.
- Linn - spojrzał w moje lekko zamglone oczy z pytaniem. Ale ja nie potrafiłam mu na nie odpowiedzieć. Czy tego chciałam? Bardzo. Czy go pragnęłam? Zbyt długo by móc to zatrzymać.


trochę mi to emocjonalnie wyszło, ale cóż. 
został rozdział i epilog.
nie wiem czy chcę to zakończyć tak jak planowałam.



niedziela, 19 marca 2017

1.05

Stukałam świeżo pomalowanymi na czerwono paznokciami o blat szklanego stołu, który stał w jadalni. Obserwowałam biegające po ogrodzie  psy, którym moja matka rzucała co jakiś czas smakołyki. Lubiłam taką sielankę, nie śpieszyło mi się z powrotem do mieszkania, Axela i cotygodniowych imprez. Chciałam odpocząć, potrzebowałam tego, choć chyba nie wybrałam najlepszego z możliwych miejsc. Każde spotkanie z blondynem, który zaszył się wraz z moją siostrą na górze domu powodowało nieopuszczające mnie przez kolejne godziny dreszcze. Mimo wszystko żyłam zgodnie z myślą “co się zdarzyło w Trondheim, zostaje w Trondheim”. Zresztą to było tylko kilka, może kilkanaście spotkań, które nie były niczym poza zbliżeniem. Nie rozmawialiśmy o przyszłości, nie budowaliśmy marzeniami wspólnego domu, żadne z nas nie zdradzało jakie imiona chce nadać dzieciom. Ingrid i Johan. Jednak potem Daniel wyjechał na zawody, a ja poczułam w dole podbrzusza coś, co postanowiłam zdusić w zarodku. Odcięłam się od niego, a gdy zażądał wyjaśnień potłukłam mu kilka naczyń, za które pieniądze przelałam mu na konto od razu, gdy tylko wróciłam do domu. Zakończyłam naszą znajomość w momencie, gdy to ja tego chciałam. Czy miałam wyrzuty sumienia? Nie pierwszy i nie ostatni raz, ale przecież ja nikogo mu nie zabiłam. Nie obiecywał mi złotych gór i ja również nie chciałam przychylić mu nieba. To wszystko było grą, o której oboje wiedzieliśmy od chwili, gdy on wychodząc z mojego mieszkania zostawił obok kluczy karteczkę z numerem telefonu. Było miło, ale się skończyło.
- Linn! - krzyk siostry sprawił, że potrzebowałam chwili, żeby zlokalizować gdzie jest. Z głębokim westchnieniem, budząc na twarzy czytającego gazetę ojca uśmiech, wstałam i ociężale wdrapałam się na poddasze, gdzie mieścił się pokój mojej ukochanej blondyneczki.
Weszłam od razu rzucając jej nieco zdegustowane spojrzenie, jednak ona siedziała otulona chyba tysiącem koców. Przypominała mi trochę strączek słodkiego grochu, który podjadałyśmy przed kolacją, gdy spędzaliśmy wakacje u babci. Przewróciłam oczami widząc siedzącego na parapecie blondyna, który znudzony opierał się głową o szybę zamkniętego okna. Spojrzałam ponownie na siostrę, która zatrzęsła się szczękając zębami.
- Mam prośbę - zaczęła, a ja wykrzywiłam się nieco przypominając sobie wszystkiego dziwne rzeczy o jakie prosiła mnie podczas całego życia.
- Dlaczego on nie może ci pomóc? - rzuciłam bez przekonania nie odrywając wzroku od Any, która wybuchnęła cichym śmiechem. Słyszałam jak skoczek prycha pod nosem, jednak nie zamierzałam się na niego patrzeć. Moja siostra mimo, że może była szalenie w nim zakochana nie była głupia i znała mnie jak mało kto. Zapewne zauważyła by każde moje niecodzienne zachowanie, a w towarzystwie blondyna mogło ich być niesamowicie wiele. - Jakby nie patrzeć to mężczyzną też sprzedają tampony i podpaski, Axel nawet kiedyś kupił w aptece test ciążowy.
- Czy możesz chociaż raz posłuchać mnie do końca? - przerwała mi śmiejąc się głośno. Zmieszałam się nieco, jednak usiadłam na obrotowym krześle i wbiłam wzrok w jej niebieskie tęczówki, w którym błyszczały iskierki rozbawienia. - Jestem chora, mam gorączkę i pomyślałam, że pójdziesz z rodzicami i Danielem na to przyjęcie wieczorem.
Odetchnęłam z ulgą słysząc, że chodzi tylko o charytatywną imprezę, którą rada miasta organizowała corocznie, corocznie zapraszając moich rodziców. Zwykle na nią nie chodziłam, odkąd mama wcisnęła mnie w olbrzymią, bufiastą i obleśnie różową sukienkę, gdy chodziłam do szóstej klasy. Wzdrygnęłam na wspomnienie siebie jako pudroworóżowej bezy, jednak mina szybko zrzedła mi jeszcze bardziej.
- Mam iść z nim? - wskazałam głową równie co ja zaskoczonego blondyna, który, gdy tylko usłyszał szalony pomysł, który uroił się w ślicznej główce jego dziewczyny prawie zleciał z parapetu. Spojrzałam na niego sceptycznie, jednak moja siostra twardo obstawała przy swoim. Naprawdę nie wiem po kim ona jest taka uparta?
- To jakiś problem? - słodycz jej głosu, do której byłam przyzwyczajona tym razem zemdliła mnie na tyle, że lekko mnie zamroczyło. Czułam jak świat zaczyna mi wirować przed oczami, jednak nie straciłam równowagi. Stałam na boso na drewnianej podłodze szczerząc się jak głupia do chorej. - Rodzice nie mają nic przeciwko, a wam przyda się trochę rozrywki.
- Pewnie, to żaden problem. - odparłam zadziwiające zarówno siebie jak i Tande. Uśmiechnęłam się szeroko całując siostrę w policzek. Mojej grze aktorskiej i nagłemu entuzjazmowi przyświecał tylko jeden cel - musiałam odrobić straty. Czysta gra czy też nie - ja, Linn Carlsson nigdy nie przegrywałam. - Tylko, żebym nie musiała się za ciebie wstydzić, blondi. - mruknęłam jeszcze przez ramię wychodząc w pokoju nieświadoma, że zdobycie pierwszego punktu będzie aż takie trudne.

***

Gładziłam materiał łososiowej sukienki wsłuchując się w dźwięki dobiegające z dołu. Uśmiechnęłam się słysząc klnącego pod nosem tatę, który najpewniej próbował dostać się do łazienki, w której zabunkrowała się jego małżonka. Westchnęłam po raz ostatni przeczesując palcami włosy, które cudem udało mi się poskromić. Nerwowym ruchem chwyciłam leżącą na biurku kopertówkę i oddychając głęboko zeszłam do salonu.
- Tato, na górze jest druga łazienka - podsunęłam strzepując z jego marynarki niewidzialny kurz.
- Zabawne, Linn - sarknął przewracając oczami. - Twoja matka zamknęła się z moją myszką! Zaraz się spóźnimy! Rut, otwieraj te drzwi!
- Powodzenia - rzuciłam przez ramię nie potrafiąc ukryć uśmiechu.
Chociaż byli małżeństwem od ponad dwudziestu lat, ojciec dalej nie mógł zrozumieć, że aby być na czas trzeba w tym domu przestawić zegarki. Zrobiłam tak przed moim zakończeniem szkoły i właśnie wtedy pierwszy i ostatni raz moja mama się nie spóźniła. Zaśmiałam się pod nosem siadając na fotelu. Moje ciało przeszedł dreszcz - nie wiem co go spowodowało - chłodna skóra, którą obity był mebel czy pojawienie się w zasięgu mojego wzroku Daniela ubranego w czarny garnitur. Uniosłam brwi lustrując go nieco zbyt pożądliwie, aby uszło to jego uwadze. Uśmiechnął się szelmowsko przekręcając mnie wzrokiem, co sprawiło, że wszystkie narządy poczułam w gardle.
- Nieźle wyglądasz, Tande - mruknęłam wstając z miejsca z zagryzioną wargę. Mimo, że ta gra była złem i mogła wyrządzić więcej strat niż korzyści nie chciałam przestawać. Czułam, że póki nie przekraczać pewnej granicy wszystko jest dobrze. Trzeba znać umiar i po prostu się hamować. Podeszłam do niego zadzierając nieco głowę do góry. Patrzył na mnie przełykając głośno ślinę, a ja wiedziałam, że mogę teraz coś ugrać. Położyłam dłoń na klapie jego marynarki, a on momentalnie dotknął mojego nadgarstka.
- Ta sukienka pobudza wyobraźnię - wychrypiał, a ja wiedziałam, że odniosłem pierwsze, małe zwycięstwo. Poruszył się nerwowo widząc jak uważnie mu się przypatruję. Zamknął oczy zapewne myśląc na ile może sobie pozwolić. To, co robiliśmy było staniem nad przepaścią i wystarczył jeden, fałszywy krok, aby spaść w otchłań, z której nie było już powrotu. Dotknął moich pleców, czułam jak sunie palcami po lejącym materiale - nie miałam już innego wyjścia.
- Jeszcze krok, a oskarżę cię o napastowanie - szepnęłam mu do ucha całując je delikatnie. - Odrabiam straty.

Otrząsnął się szybciej niż oczekiwałam i w momencie, gdy ojciec oznajmił nam, że wreszcie możemy ruszać w drogę siedzieliśmy po dwóch różnych stronach pokoju - rzucałam w jego stronę co prawda prześmiewcze spojrzenie, jednak nie odwzajemnił ani jednego. Czyżby się bał? Mnie? Nie miał podstaw. Bał się, że przegra grę, którą sam rozpoczął. Miał prawo, bo ja zamierzałam zrobić wszystko byle wygrać.



jestem, jestem, jestem! musiałam to dokończyć, bo przecież wygraną drużynówkę trzeba uczcić! jak sądzicie; kto wygra tę grę?

sobota, 4 marca 2017

1.04

ㅡ  Aisza ㅡ  wymamrotałam odpychając liżącego mnie po twarzy psa, jednak owczarkowi to zupełnie nie przeszkadzało i w dalszym ciągu lizał każdą wystająca poza pościel część mojego ciała. ㅡ  Aisza, uspokój się! ㅡ  krzyknęłam spychając suczkę na podłogę obok łóżka. Sama też usiadłam zerkając na zegar, który wskazywał kilka minut po godzinie ósmej, co było oczywiście porą nieprawdopodobnie wczesną jak na leniwą, lipcową sobotę. Warknęłam pod nosem kilka niegodnych powtórzenia słów zerkając na merdającego ogonem psa. Jej oddech świszczał przerywając panującą na piętrze cieszę, a ja doskonale wiedziałam czego ta terrorystka ode mnie oczekuje. Z jęknęłam zwlekłam się z łóżka zabierając tylko kilka porozrzucanych po podłodze ubrań.
Aisza była moim psem i tylko przy mnie pozwalała sobie na takie zachowanie. Gdy mnie nie było w rodzinnym domu chodziła dumnie warcząc na nieco rozbrykanego Jakiego, który mimo swoich dwóch lat dalej zachowywał się jak szczeniak. Mojej suczce nie wypadało biegać za piłką czy ujadać na listonosza. Od kilku lat, odkąd ją miałam wolała siedzieć z pyskiem na moich kolanach niż biegać po ogrodzie. Trzepnęłam ją tylko lekko w pysk i wyszłam z pokoju nastrajając się odpowiednio do długiego spaceru, o którego prośbę, a właściwie żądanie widziałam w ciemnych oczach owczarka niemieckiego.
Prowadziłam ją spokojnie przez opustoszałe uliczki miasta, żeby w końcu móc spuścić ją ze smyczy na zapuszczonym szkolnym boisku. Uśmiechnęłam się szczerze widząc jak wbiega wśród wysoką trawę - była szczęśliwa, a i mi chyba udziela się jej stan. Wczorajsza rozmowa z Tande dalej odtwarzała się pod moimi powiekami za każdym razem, gdy zamykałam oczy na dłuższą chwilę. To nie było tak, że ja nie chciałam szczęścia mojej siostry - po prostu dalej w jakiś sposób go pragnęłam, chociaż przez większość czasu nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Nie rozstaliśmy się w pokoju, był krzyk, trzaśnięcie drzwiami i kilka rozbitych talerzy. Zachowywaliśmy się jak para, choć nigdy nią nie byliśmy - łączył nas tylko i wyłącznie seks - kilka mocnych pocałunków, kilka jęków i krzyki przerywające ciszę jego lub mojego mieszkania. Machnęłam ręką siadając na ławce, której farba odpadała za każdym razem, gdy się poruszam. Przymknęłam oczy włączając najmocniejszą piosenkę jaką miałam na playliście, jednak nawet ona nie umiała zdusić wyrzutów sumienia, które odezwały się w kawiarnianym ogródku, gdy Axel mocniej zacisnął rękę na mojej talii. Wróciłam na ziemię, gdy ktoś zasłonił mi jedyne źródło przyjemności jakim było w tym momencie Słońce. Uniosłam powieki przyglądając się uśmiechającym się szelmowsko blondynowi, do którego prawie natychmiast przybiegła moja psina, która jakimś cudem nie rzucała się na niego jak na innych moich absztyfikantów jeszcze za czasów licealnych.
ㅡ Nie wiedziałem, że należysz do rannych ptaszków ㅡ  zaśmiał się ironicznie wskazując na moje wręcz pachnące nowością buty do biegania, które jakimś cudem udało mi się znaleźć na dnie szafy. Wstałam patrząc na niego uważnie, jednak zadzierając do góry głowę musiałam wyglądać dość komicznie. Aisza usiadła na wyszczerbionym chodniku otaczającym ławki obserwując nas z przekrzywionym łbem. Rzuciłam jej jeszcze ostrzegawcze spojrzenie, jednak zupełnie nie zwróciła na mnie uwagi. Nawet psa mi omamił - pomyślałam na chwilę odrywając się od oczu Norwega.
ㅡ Wielu rzeczy o mnie nie wiesz ㅡ  zauważyłam próbując go wyminąć, jednak złapał mój nadgarstek mocno go wykręcając na co syknęłam z bólu. Mój pies nawet nie warknął, o szczekaniu nie wspominając. Czułam się osamotniona, zdana na czyjąś łaskę - a jeśli miałam się tak czuć, nie chciałam, żeby mój byt lub niebyt leżał w ręką Daniela.
ㅡ  Dalej masz te same perfumy ㅡ  zauważył zaciągając się korzennym zapachem, a ja prychnęłam przewracając oczami. ㅡ Zabawne, że dalej masz dreszcze jak cię dotykam.
ㅡ To dreszcz obrzydzenia ㅡ mruknęłam modląc się, żeby kolejny raz ciepło nie rozlało mi się po całym ciele. Od naszej pierwszej, wspólnej nocy czułam się źle, gdy tylko był w pobliżu. Działał na mnie tak mocno, że nie byłam w stanie tego kontrolować, więc zagryzłam tylko policzki od środka i kiwałam głową, że wszystko jest w porządku. Odwróciłam głowę na tyle, żeby opóźnić poczucie jego zapachu tak długo jak tylko byłam w stanie.
ㅡ  A jakbym zrobił tak? ㅡ  przybliżył się do mnie tak mocno, że czułam jego miętowy oddech, który owiewał moje wargi budząc do pracy rejonu mózgu, którym rzadko pozwalam dochodzić do głosu. Zamarłam zupełnie nie wiedząc jak zareagować, jednak moje ciało zadecydowało za mnie. Niewidzialny ciężar opuścił się na moje płuca w chwili, gdy dotknął mojego policzka, a każdy dotyk opuszków jego palców palił moją skórę niczym wypalone znamię. Przełknęłam ślinę nie mając ochoty, ani też siły się odcisnąć - przerwać tę chorą grę, którą sama zaczęłam poprzedniego wieczora. Przymknęłam oczy pragnąc go każdą komórką mojego ciała, wargi bolały mnie z niepocałowania, jednak to nie nastąpiło. Usłyszałam tylko jego cichy śmiech, a gdy ponownie zajrzałam w jego oczy dostrzegłam rozbawienie. ㅡ Znowu wygrałem.
Chwilę potem usłyszałam jak odbiegał, a ja stałam w tamtym miejscu pomstując jego, własną głupotę i cały świat na miękkich kolanach aż do momentu aż dzwonek mojego telefonu nie rozniósł się echem po boisku mojej starej podstawówki.




trochę mi smutno, że jest Was tak mało, jednak nie zwieszam głowy, bo Daniel za bardzo mi po niej chodzi.


niedziela, 26 lutego 2017

1.03

Wysiadłam z samochodu licząc, że ból rozchodzący się po mojej czaszce zelży trochę zagłuszony stukotem niebotycznie wysokich szpilek o płytki, którymi wyłożony był podjazd całkiem ładnego, jednorodzinnego domku na obrzeżach miasta. Ciekawe dla oczu kompozycje kwiatowe odwracały uwagę od zupełnie niepasującej do tej pozornej idealności skrzynki na listy, która obdarte z farby wierzyła jeszcze w to, że w którejś lipcowe popołudnie zostanie pomalowana przez łysiejącego nieco mężczyznę, który poza rolą prezesa zarządu jednej z norweskich firm logistycznych szczycił się też mianem mojego ojca. Zaśmiałam się pod nosem, gdy dostrzegłam biegnące w moją stronę dwa, olbrzymie owczarki niemieckie. Nareszcie w domu pomyślałam tarmosząc je za uszy. Jakoś tak się złożyło, że moje wizyty na rodzinnym łonie z biegiem tego jak zaczęłam poznawać tajniki imprezowania, ograniczały się do kawałka tortu w dzień urodzin któregoś z rodziców. Właściwie nigdy nie czułam, że ten dom to miejsce, gdzie będę wiodła szczęśliwe życie, gdzie powiję dzieci i tego typu sprawy.
Stukając obcasami i przeklinając pod nosem Axela, który namówił mnie na wczorajsze wyjście z domu dotarłam pod drzwi pukając w nie trochę zbyt nerwowo. Jedyne o czym teraz marzyłam to szklanka zimnej lemoniady roboty mojej mamy. Musiałam jakoś przygotować się na propozycję wypicia szklaneczki mocniejszego trunku, na którą odmówię bo na alkohol nie mogłam patrzeć przez najbliższe co najmniej dwie godziny. Przestępowałam z nogi na nogę odganiając się od lejącego się z nieba żaru i psów kręcących się entuzjastycznie między moimi nogami.
Wieczorem wezmę was na długi spacer, obiecuję  – powiedziałam jedną ręką klepiąc pupila po głowie, drugą natomiast siłując się z klamką, która po raz kolejny stawiała opór. Nie zdziwiłam się jakoś szczególnie, bo gdy rodzice spędzali czas w ogrodzie, gdzie było o niebo chłodniej, mama zawsze pamiętała,żeby zamknąć wejściowe drzwi.  – Nareszcie!  – wykrzyknęłam słysząc dźwięk przekręcanego zamka.
Linn? na dźwięk tego głosu momentalnie struchlałam, a gdy tylko odzyskał rezon przewróciłam oczami. Daniel również wydawał się zszokowany moim widokiem, co jednak nie przeszkodziło mu we wpatrywaniu się w dość spory dekolt mojego kombinezonu.  – Co ty tu robisz?
Mieszkam?  – zapytałam jakby zadane przez niego pytanie zabija swoją głupotą. No w sumie to tak było, bo wychowałam się w tym domu i osoby takie jak on nie powinny zadawać takich pytań mnie.  – Przyjechałam do rodziców. A co ty tutaj robisz?
Wasi rodzice zaprosili Anę i mnie na obiad.  – uśmiechnął się za miło jak na mnie, ale nie zamierzałam dopuścić do tego, żeby jego obecność, która była mi cholernie nie na rękę, zepsuła mi jedyny w tym miesiącu wolny weekend. Rodzina przede wszystkim.  – Wejdziesz? Przecież nie będziesz tak stała w progu.
Ty nigdy nie powinieneś go przekroczyć powiedziałam z uśmiechem wymijając go. Od razu skierowałam się w stronę ogrodu oznajmiając głośno, że dojechałam cała, zdrowa i bez mandatu.
Prawie od razu zostałam zaatakowana przez matkę i siostrę pytaniami o Axela, który od uroczystości dziadków był głównym tematem plotek w mojej rodzinie. Nie dziwiło mnie to zbytnio, bo przecież byle kogo bym ze sobą nie zabrała. Grzecznie odpowiadałam na każde z nurtujących ich pytań, jednak przy trzecim pytaniu blondynki o to czy będzie mogła być moją druhną wybuchnęłam śmiechem rzucając błagalne spojrzenie w stronę ojca, który tylko uśmiechnął się do mnie znad czytanej przez niego gazety. Tak właśnie mniej więcej to wszystko wyglądało od kilku lat, a właściwie od momentu, gdy przyprowadziłam do domu mojego pierwszego chłopaka. Siedziałyśmy we trzy przy stole, ja byłam atakowana jak na jakimś przesłuchaniu, a tata tylko śmiał się z nas przeglądając najświeższe wiadomości. Jednak tym razem oprócz głupich domysłów mojej siostry musiałam znosić jeszcze natarczywy, lekko zbolały wzrok skoczka, który obejmował ją ramieniem. Aż mnie zemdliło, gdy na niego spojrzałam.


***


Siedziałam w wiklinowym fotelu poprawiając spadający z mojego ciała cienki koc i próbowałam czytać. Odkąd wróciłam z prawie dwugodzinnego spaceru z psami nie mogłam zebrać myśli. Wpatrywałam się w zachodzące słońce marząc o chwili, gdy wreszcie zanurzę się w pianie.
Romans? usłyszałam, gdy w końcu zdecydowałam, że koniec czasu z książką właśnie nadszedł. Myślałem, że tak wyrachowane osoby jak ty czytają tylko kryminały.
Zaśmiałam się słysząc jego słowa i odchylając głowę, aby na niego spojrzeć. Stał oparty o framurę drzwi, a z wewnątrz dobiegały dźwięki rozmów prowadzonych zapewne przez moich rodziców. Jego biała koszulka współgrała z opalenizną, którą musiał zyskać podczas weekendowych konkursów w środkowej Europie. Pierwszy raz od momentu, gdy otworzył mi drzwi widziałam, że się uśmiecha. Przyglądał mi się, a gdy odłożyłam książkę na bok przechylił głowę w bok.
Pytanie brzmi czy kogoś interesuje to co ty myślisz?  – zrobiłam minę jakbym naprawdę się nad tym zastanawiała. Nie chciałam z nim rozmawiać, szczególnie sam na sam, ponieważ bałam się, że mogę powiedzieć coś, co on mógłby wykorzystać kiedyś przeciwko mnie.  – Bardziej interesuje mnie to dlaczego przyszedłeś do mnie a nie siedzisz w pokoju z moją siostrą. Zabawne prawda? Nawet, gdy cię odpycham ty wracasz.
Zacisnął szczękę, jednak jakoś mnie to nie ruszyło. Wiedziałam, że gra, w którą zaczynam z nim grać jest najniebezpieczniejszą rzeczą w moim marnym życiu, jednak nie umiałam odmówić sobie takiej przyjemności.
Zasnęła  – mruknął przez zaciśnięte zęby podchodząc bliżej mnie. Widziałam żyłę pulsującą na jego czole i naprawdę musiałam się opanować, żeby nie zagryźć wargi.  – Jestem tutaj tylko dlatego, że twoja siostra nie przestraszyła się tak jak niektórzy.
Nie bierz wszystkiego do siebie, Tande  – chciałam w to grać, bo podobało mi się to coraz bardziej. Brnęliśmy w tematy, które oboje zakwalifikowaliśmy do grupy “tabu”. Nikt inni nie miał prawa wspominać o tym co stało się ponad rok temu z wyjątkiem nas - sprawców i jedynych zamieszanych w tamtą sytuację. A skoro nadarzyła się okazja to dlaczego nie miałabym z niej skorzystać?  – To był tylko seks.
To dlaczego stchórzyłaś? - zapytał i to ja tym razem zacisnęłam ze złości zęby. Nie miał prawa postawić tego w ten sposób. Zagiął mnie - nie potrafiłam mu odpowiedzieć nie spalając się w pierwszej rundzie.   – Jeden do zera, Carlsson. Grasz dalej?




lubię ich, ja ich naprawdę lubię

sobota, 18 lutego 2017

1.02

Przewróciłam oczami łapiąc zaciekawione spojrzenie Axela parkując przed najpopularniejszą restauracją w mieście. Nie zamierzałam mu spowiadać się z każdej mojej decyzji, niezależnie od tego ile czasu spędzał u moim mieszkaniu i jak długo mnie znał. Wzruszyłam tylko ramionami mając szczerą nadzieję, że odpuści i po prostu mi pomoże.
- Mam udawać, że jesteśmy razem? - zaśmiał się gardłowo kładąc dłoń na moim odsłoniętym kolanie na co uśmiechnęłam się pod nosem. Od kiedy wpadliśmy na siebie na uniwersyteckim korytarzu wiedziałam, że pomoże mi nie tylko w sprawach egzaminów. - Linn, mam zamiar jeszcze żyć.
Spojrzałam na niego z powątpiewaniem gasząc silnik, aby następnie wyjść z przytulnego, skórzanego wnętrza samochodu. Wiedziałam, że gdyby znał wszystkie powody mojego tak dziwnego zachowania pod żadnym pozorem nie wsiadłby ze mną do auta i nie towarzyszyłby mi na spotkaniu rodzinnym z okazji jubileuszu dziadków. Nawet obietnica, że nauczę się na następne kolokwium niewiele by pomogło - zaparł by się nogami o szafki stojące przy drzwiach i nic by go nie wyciągnęło z mieszkania z całkiem przyjemnym widoczkiem. Usłyszałam jeszcze jak głośno wzdycha nim zamknęłam z trzaskiem drzwi. Z szerokim uśmiechem poczekałam aż wysiądzie i wraz z butelką ulubionego whiskey dziadka znajdzie się tuż obok mnie. Po raz ostatni spojrzałam na bruneta ubranego w błękitną koszulę i poprawiłam klapę jego granatowej marynarki. Prezentował się bardzo dobrze, więc bez wahanie chwyciłam go pod ramię witając stojących w drzwiach przedstawicieli mojej rodziny. Jakiś kwadrans zajęły mi pytania, które nachodziły ze wszystkich stron: "Jesteście razem?", "Czemu tak długo go ukrywałaś?", "Kiedy ty tak wyrosłaś?", "Jak ma na imię ten uroczy młodzieniec?". Przy kolejnym pytaniu kolejnej ciotki, które twierdziły, że jak się nie pospieszę kopną w kalendarz przed moim ślubem ścisnęłam ramię Axela tak mocno, że aż zagryzł zęby.
- Wybacz - szepnęłam w jego kierunku wskazując machającą nam mamę. Tylko ona wiedziała, że nie ma co liczyć w najbliższym czasie na ślub, wnuki i tego typu sprawy - przynajmniej nie z mojej strony. Mojego dzisiejszego towarzysza poznała kilkanaście miesięcy temu, gdy odsypiał na mojej kanapie piątkową imprezę. Nie zdziwiła się zbytnio widząc nas razem, ponieważ gdy tylko dostrzegłam dopisek o osobie towarzyszącej powiedziałam jej, że wezmę jej ulubieńca. - Cześć, mamo - cmoknęłam ją w policzek i odsunęłam się, aby dać jej możliwość wycałowania bruneta. Przewróciłam tylko oczami szukając po pomieszczeniu pełnym ludzi dzisiejszych gwiazd. - Gdzie dziadkowie?
- Rozmawiają w ogródku z Aną i jej chłopakiem - powiedziała rzucając mi sugestywne spojrzenie. Moja kochana siostrzyczka od pół roku przez całą dobę mówiła o swoim ukochanym, którego miała nam zaprezentować właśnie dzisiejszego popołudnia. Oczywiście widziałam w oczach mamy naganę, że ja zamiast spędzać romantyczne chwile z jakimś zabójczo przystojnym mężczyzną wolę imprezować w towarzystwie Stevensona i jego partnera - Karla, jednak starałam się udać, że tego nie widzę. - Całkiem przystojny ten Daniel.
- Pani Rut, czy mam się czuć zagrożony? - mruknął chłopak udając przerażenie. Obie zaśmiałyśmy się widząc jego minę, a mama od razu zapewniła go, że nie ma się czego martwić. Rut - moja najwspanialsza mama była zakochana w moim przyjacielu po uszy i gdy tylko do mnie dzwoniła, a ja zdążyłam odebrać pierwszym pytaniem było: "Co tam słychać u Axela?". Najwyraźniej pasował jej do obrazka wymarzonego synka zamiast, którego doczekała się dwóch córek.
- Idziemy? - zapytałam przerywając im wymianę najnowszych ploteczek dając sobie rękę uciąć, że ten zdrajca opowiadał jej o kolejnym chłopaku, który spędził noc w moim olbrzymim łóżku w centrum Trondheim. - Idziemy, Axel - powtórzyłam ciągnąc go w stronę ogródka, aby w końcu złożyć życzenia jubilatom i zaspokoić moją ciekawość na temat wybranka mojej siostry.
Ściskam mocniej dłoń bruneta, która spoczywa spokojnie w jego dłoni, gdy tylko jestem na tyle blisko, aby zobaczyć sylwetkę blondyna, który obejmuje moją małą siostrzyczkę w całkiem słodkim geście. Mam ochotę odwrócić się na pięcie z każdym krokiem coraz większą, bo ja znam zbyt dobrze tą sylwetkę, zbyt dobrze znam głos, który przerywa ciszę między radosną czwórką.
- To jest jakiś pieprzony żart - warczę przez zaciśnięte zęby wyginając usta w najbardziej profesjonalnym uśmiechu na jaki mnie stać. Stojący obok mnie chłopak przewrócił oczami jednak wie, że i tak w takim stanie nie odpowiem na żadne z dręczących go pytań potrzych do wypełnienia karty informacyjnej o mojej skromnej osobie.
- Linn - rozpoznajesz głos siostry i już po chwili czujesz zapach jej słodkich perfum, gdy zamyka się w uścisku. Uśmiechasz się do niej szeroko zupełnie zapominając o całej otoczce tego spotkania. - Tęskniłam.
- Ja za tobą też, siostrzyczko - śmieję się obejmując ją i prowadząc w kierunku grupki, do której dołączył już Axel.
Całuję dziadków składając im życzenia, które ułożyłam sobie podczas ponad ponad dwugodzinnej drogi mającej na celu spędzenie kilku godzin w towarzystwie najważniejszych dla mnie osób. Cieszę się, że wzięłam ze sobą bruneta, bo nie musiałam się martwić o bukiet kwiatów dla zapłakanej teraz babci i trunek dla równie wzruszonego dziadka. Omijam wzrokiem blondyna do momentu, w którym moja siostra rozpoczyna oficjalne zapoznanie.
- Linn, to jest właśnie mój kochany Daniel - uśmiecha się słodko wskazując sparaliżowanego chłopaka. - Daniel, to moja siostra Linn. - wyciągam w jego stronę dłoń licząc, że zrozumie moją delikatną aluzję i wspomoże mnie w tej wspaniałej scenie pierwszego spotkania.
- Bardzo miło cię poznać - mówi nawet nie próbując ukryć zaskoczenia, co oczywiście nie uchodzi uwadze bruneta, który zaciska dłoń na mojej talii jasno dając mi do zrozumienia, że chyba czas porozmawiać. Nie Axel, to nie jest najlepsze rozwiązanie - myślę uśmiechając się do niego z niepokojem - Im mniej wiesz tym lepiej śpisz.


cofam to - to nie będzie lekkie