Strony

piątek, 31 marca 2017

1.07




Uniosłam leniwie powieki, jednak od razu miałam ochotę je zamknąć. Zachodzące słońce raziło mnie oślepiająco, a natarczywy gość dzwoniący do drzwi przyprawiał mnie o zawroty głowy. Mrugając pośpiesznie wstałam z łóżka, w którym zaległam kilka godzin wcześnie, żeby przygotować się do jednego egzaminu poprawkowego, który czekał mnie za równy tydzień. Odkąd wróciłam do Trondheim starałam się nauką zająć każdą wolną chwilę, aby nie pozwolić sobie na zbyt intymne myśli, które i tak wkradały się między kolejne definicje i pojęcia, z których nie rozumiałam zupełnie nic. Parsknęłam głośno zerkając w lustro, żeby skontrolować swój wygląd - nie mogłam w końcu straszyć. Kiwnęłam głową akceptując obecną wersję siebie otworzyłam drzwi.
- Niesamowite - warknął w moją stronę Axel wchodząc do mieszkania. - Już myślałem, że umarłaś, skarbie. - cmoknął mnie szybko w policzek i z dwoma siatkami zakupów udał się do kuchni. Uśmiechnęłam się do siebie i kręcąc głową podążyłam jego śladem, aby w końcu usiąść na jedynym wolnym kawałku blatu. - Mam sushi - powiedział taksując mnie wzrokiem, a następnie cmoknął z irytacją.
- Co znowu zrobiłam nie po twojej myśli? - zapytałam retorycznie nie mogąc długo patrzeć na jego zdegustowany wyraz twarzy. Brunet westchnął przeciągle opadając na krzesło. Wzruszyłam ramionami sięgając do jedno z jabłek, które ze sobą przyniósł - Gdzie masz Karla?
- Pracuje do wieczora - widziałam te iskierki, które pojawiły się w jego oczach przy wzmiance o ukochanym. Kiwnęłam głową przymykając oczy - bolał mnie każdy centymetr ciała, który on zaszczycił chociaż chwilą uwagi, bolały mnie usta, które pragnęły jego warg. - Co się stało?
Wzdrygnęłam się spoglądając na niego zaskoczona. Nie miał powodów, żeby podejrzewać jakąś przyczynę mojej zmiany nastawienia do świata, życia i nauki. Patrzyliśmy na siebie, mierzyliśmy się spojrzeniami, aż do momentu, gdy straciłam psychiczny komfort. Mój przyjaciel uśmiechnął się z satysfakcją poważniejąc po chwili. Mruknął coś niewyraźnie, a ja czułam coraz większą potrzebę opowiedzenia mu wszystkiego, począwszy od pierwszej nocy z blondynem skończywszy na naszego zbliżenia podczas imprezy charytatywnej. Czułam się bardzo źle z tym, co zrobiłam i potrzebowałam opinii kogoś zupełnie z zewnątrz. Mimo to, że Axel był najbliższą mi aktualnie osobą nie wiedział o tej sytuacji zupełnie nic. Nie chciałam go wtajemniczać, ponieważ liczyłam się z tym, że skrytykuje mnie, osądzi i zadzwoni do mojej matki. To było możliwe!
- Obiecaj, że nie zadzwonisz do Rut. – zagryzłam wargi siadając na podłodze po turecku. Chciałam choć w małym stopniu poczuć się bezpiecznie. – Axel, przysięgnij.
- Przysięgam. – mruknął przewracając oczami, a ja swoje zamknęłam. Nie miałam ochoty patrzeć na jego szok, na zawód, na niedowierzanie, że osoba tak mu bliska była zdolna do czegoś takiego. Bałam się, że wyjdzie, że nie pogłaska mnie po głowie, jednak gdzieś tliła się nadzieja, że z kamiennym wyrazem twarzy kiwnie głową i zaproponuje, żeby zabrać się za jedzenie. Miałam szansę na przespanie całej nocy, na opinię kogoś kto nigdy nie był w podobnej sytuacji. – No mów!
Uderzałam paznokciami o drewnianą podłogę pogrążając się w ciszy. Wzdychałam, zaczynałam zdania, które nie miały żadnego sensu i czułam jak każdy organ rozrywa mi się na kawałki. Gdy brunet po raz kolejny wydał z siebie zdenerwowany okrzyk zostałam pozbawiona wszelkich złudzeń. Zaczęłam mówić o wszystkim, zdanie po zdaniu, szczerze i ze wszystkimi szczegółami. Łzy moczyły moją koszulką, paznokcie wbijały się wręcz w kostki, które obejmowałam. Chrypiałam swoją pokutę, wymyślałam rozgrzeszenie, które mogę otrzymać. Mimo całej złości, bezsilności czułam, że gdybym miała możliwość zrobiłabym to ponownie. Byłam już na autostradzie, a od piekła dzieliło mnie tylko kilka kroków. Wspomnienia migały mi pod powiekami, tak realne, że czułam zapach jego perfum, chłonęłam ciepło jego ciała, odtwarzałam słodki szept, którym pieścił moją duszę. Sprzedałam mu całą siebie, od czubka głowy do palców u stóp, ale oddałam mu wręcz za bezcen własne wnętrze – duszę, sumienie, serce – wszystko należało i zależało tylko od niego.
- A teraz co? – zapytał głupio, gdy skończyłam swoją odpowiedź. Jego głos był spokojny, zdecydowania różnił się od wersji, którą przewidywałam. Otworzyłam oczy łapiąc je pełne troski spojrzenie. Opierał głowę na dłoni, jakby była zbyt ciężka od ilości nowych informacji. – Siedzisz tu i wypłakujesz oczy. Nic ci to nie dało poza nerwicą i niemożliwością spojrzenia siostrze prostu w twarz. Linn, dlaczego wtedy zerwałaś z nim znajomość? – zapytał, ale widząc, że otwieram usta uniósł dłoń. – Bo poczułaś coś. Straciłaś to, co kochasz mieć najbardziej, czyli kontrolę. Zależałaś od niego i tego właśnie się bałaś. – kiwnęłam głową, jednak on jeszcze nie zakończył swojego kazania. Patrzyłam, jak wstaje z miejsca i zaczyna krążyć po kuchni z zagryzionymi wargami. – Jednak, gdy zobaczyłaś go z Aną uczucie, które próbowałaś stłumić znowu się ujawniło. Nie wiem w co on gra i czego właściwie chce, ale myślę, że mimo wszystko powinnaś mu wszystko powiedzieć.
Zakończył uśmiechając się pokrzepiająco i usiadł obok mnie. Czułam, jak obejmuje moje roztrzęsione ciało i byłam mu za to wdzięczna. Teraz musiałam tylko znaleźć w sobie tyle odwagi, że pojechał do Daniela i wszystko z nim wyjaśnić. Nie chciałam zostawiać tego na następny dzień, więc gdy tylko się uspokoiłam i zapewniłam Axela, że wszystko jest dobrze po raz tysięczny wybiegłam z domu i ruszyłam do mieszkania blondyna łamiąc wszystkie obowiązujące przepisy.
Wpatrywałam się w swoje białe trampki na zmianę w drzwiami, do których miałam zadzwonić. Czułam, jak drży każda komórka mojego ciała, a świadomość, że mój przyjaciel postanowił mi towarzyszyć i czeka na mnie w samochodzie nie dodawała mi wcale otuchy. Kontrolował mnie będąc na parterze i wiedziałam, że gdy zbyt długo nie będę wracać nic go nie powstrzyma przez wparowanie do mieszkania Tande. Przełknęłam głośno ślinę oddychając głośno. Mój palec zawisł tuż przed dzwonkiem, a ja czułam, że wykonywana przeze mnie czynności trwają wieczność. Dźwięk, który rozległ się po korytarzu echem pozbawił mnie umiejętności racjonalnego myślenia – chciałam uciec, zniknąć, udać, że się pomyliłam. Jednak, gdy zobaczyłam, że drzwi się otwierają zamarłam. Znowu wpatrywaliśmy się w siebie z nadzieją, zdziwieniem i masą sprzecznych emocji.
- Linn? – usłyszałam jego głos i przepadłam.


bardzo dobrze mi się to pisało i mam nadzieję, że epilog też pójdzie mi z taką łatwością. ze specjalną dedykacją dla dzisiejszej solenizantki - jeszcze raz Wszystkie Najlepszego, Karo ♥



niedziela, 26 marca 2017

1.06

Bawiłam się złotym serduszkiem, które wisiało na cienkim łańcuszku. Denerwowałam się ciężką atmosferą, grobową ciszą, która trwała nieprzerwanie podczas całej podróży do urzędu miasta. Denerwowałam się dłonią ojca, który obejmował mnie w talii, dodając otuchy, abym nie uciekła z krzykiem. Byłabym do tego zdolna, ponieważ moja pewność siebie ulatniała się w starciu z wysoko postawionymi urzędnikami. Skinęłam głową organizatorom imprezy rzucając tacie wdzięczny uśmiech.
- Po prawej jest bar - poinstruował mnie z zawadiackim uśmiechem, który znałam tylko i wyłącznie z licznych zdjęć z początku związku rodziców. Nie dziwiłam się mamie, że dostrzegła coś w tym niepozornym mężczyźnie owładniętym miłością do matematyki. Spadł mi kamień z serca, gdy moje obolałe od palących spojrzeń ramiona zetknęły się z chłodnym powiewem klimatyzacji. - Tylko nie przesadzaj.
Posłałam mu tylko drwiące spojrzenie i odprowadziłam go wzorkiem do pogrążonej w rozmowie z sąsiadką matki. Kobiety gestykulowały żywo, jednak gdy przybyli ich małżonkowie posłały im czułe spojrzenia. Czy to była właśnie miłość? Wzruszyłam ramiona energicznym krokiem ruszając do baru, który obsługiwał młody barman. Opadłam na drewniany stołek opierając podbródek na otwartej dłoni. Obserwowałam długimi spojrzeniami jak obsługuje siedzących obok mnie lubi zagadując do kilku z nich. Zastanawiałam się czy jest przykładem powierników wielkich tajemnic, miejsc ukrycia wielkich pieniędzy czy wujkiem dobrą radą dla strudzonych niewiast ze włamanym sercem.
- Co podać? - chłopak rzucił mi przyjazne spojrzenie wyraźnie dostrzegając aurę zmęczenia jaką wokół siebie mimowolnie roztaczałam. Zagryzłam wargę spoglądając na tablicę pokrytą przynajmniej dwudziestoma propozycjami różnych drinków, które skutecznie pozwoliłby mi się odstresować, jednak nie zamroczyły by mnie na tyle, żeby byle przypadkowej osobie wyjawić wszystkie moje sekrety. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, że ktoś mógłby się dowiedzieć o tej chorej grze, którą prowadziłam ze skoczkiem narciarskim.
- Rum z colą - rzuciłam decydując się na najoczywistsze połącznie, do którego miłość odziedziczyłam podobno po ciotecznej babce, która zapijała tym trunkiem wszelkie smutki.
Uśmiechnęłam się szeroko do szklanki, która po chwili pojawiła się na blacie przede mną wsłuchując się w obijające się o brzegi kostki lodu. Skinęłam do niego głową wykrzywiając usta w zmęczonym uśmiechu. Nie byłam tutaj długo, a już miałam dość wszystkiego i wszystkich dookoła mnie - ciężar odpowiedzialności, żeby dobrze się zaprezentować dalej ciążył na moich barkach, a ja klęłam pod nosem, że rzuciłam palenie. Potrzebowałam kilku zaciągnięć, które otuliły by moje rozdygotane ciało do snu, które ukoiły by nawiedzające mnie od kilku tygodni koszmary, w których spóźniałam się na ślub mojej siostrzyczki - nie mogło do tego dojść.
- Alkohol spowalnia umysł - usłyszałam prześmiewczy głos, na którego dźwięk mój organizm od razu włączył tryb najwyższej czujności. - Jeszcze się na mnie rzucisz.
- Aby to zrobić musiałabym wybić wszystko z tych półek - stwierdziłam chłodno czekając aż usiądzie obok mnie, aby mogła obrócić się w jego stronę i spojrzeć w jego oczy bez potrzeby zadzierania głowy. - Raczej mnie na to nie stać. - założyłam nogę na nogę chwytając w dłoń szklankę. Przyglądał mi się, studiował każdy centymetr mojego ciała z niebywałą uwagę, a ja robiłam dokładnie to samo. Chciałam zapamiętać każdy szczegół, każdy układający się w drugą stronę kosmyk, każdy pieprzyk - dotykaliśmy się wzrokiem tak bezczelnie, że żadne z nas nie miało w sobie tyle skruchy, żeby zaprzestać.
- Poproszę to samo - kiwnął na obsługującego mnie wcześniej barmana, który przemieszczał się półkami bezszelestnie. - Chętnie bym się przekonał. - zaśmiał się gardłowo, a ja przewróciłam oczami. Czułam, że zaczynam się chwiać, traciłam równowagę, przewagę jaką jeszcze nad nim miałam. Wyciągnął dłoń w moją stronę, ale się odsunęłam - wiedziałam co chce osiągnąć, ale ja oprócz wygranej chciałam nieszczęścia Any. Gdzieś z tyłu głowy majaczył mi jej dziecięcy uśmiech, niewinność jej twarzy sprawiała, że budziłam się zlana potem.
- Daniel - pogładziłam opuszkami palców jego udo i uśmiechnęłam się z satysfakcją, gdy poczułam, jak się spina. - Nie chcę, żeby tak to wyglądało. - zaryzykowałam trochę go oszukując. Wiedzieliśmy, że to już długo nie potrwa, szczególnie jeśli oboje się upijemy. Nie czuliśmy jednak, że zmęczyliśmy się balansowaniem na linii - zaczęliśmy ją przekraczać, tylko, że po drugiej stronie nie było światła. Tam istniał tylko chaos.
- Naprawdę?
- Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. - wyszeptałam mu do ucha, a odchodząc od baru uśmiechnęłam się przez ramię do barmana, który wydawała się równie zaskoczony co blondyn. - Chyba mamy remis. - rzuciłam bardziej do siebie, bo byłam już na tyle daleko, że nie mógł mnie usłyszeć. Tylko jak już nie chciałam w to grać, ja już chyba nawet nie chciałam wygrać - byłabym w stanie pogodzić się z porażką, byleby został przy mnie, został ze mną.


***


Słońce zaszło, ludzie rozmawiali na poważne tematy, a ja w końcu mogłam się od tego oderwać. Korzystając z chwili, gdy rodzice zniknęli w tłumie wymknęłam się do ogrodu przynależącego do domu zajmowanego przez burmistrza. Przestępowałam z nogi na nogę dławiąc się dymem papierosowych, który dolatywał do mnie z większej odległości. Stał tam zaciągając się mocno, z oczami utkwionymi w niebie. Od spotkania przy barze odwracał wzrok, gdy patrzyłam, choć wiem, że łaknął tego kontaktu, pragnął dotyku, który zatrzymałby świat na chwilę i żadne z nas by się już nie odrodziło.
- Nie wiedziałam, że palisz - powiedziałam opierając się plecami o konar brzozy, która stała na tyłach ogrodu. - Zawsze myślałam, że sportowcy nie mogą tego robić.
- Sportowcy robię wiele rzeczy, których im nie wolno. - odparł chłodno zaciągając się mocno, a dym podrażnił mi oczy. Zakaszlnęłam zerkając na niego z wyrzutem, jednak on tylko wzruszył ramionami dopalając papierosa. Jego mięśnie były napięte - wyraźnie widziałam je pod materiałem białej koszuli. Dotknęłam granatowej marynarki, którą powiesił niedbale na wystającej gałęzi.
Czułam pod palcami materiał, który jeszcze kilka chwil wcześniej on miał ubrany. Czułam w powietrzu jego perfumy, które mieszały się z zapachem sosem wokół nas. Byliśmy sami, a ja wiedziałam, że dzisiaj, że właśnie teraz gramy ostatnią rundę, nie było już innej możliwości. Ktoś kogoś zrani, ktoś wpadnie w wykopany przez siebie dół, ktoś zwycięży zgarniając całą pulę - a ja nie chciałam być tym kimś.
- Na przykład jakie? - zapytałam wiedząc, że w tym momencie przekraczam granicę pozornego bezpieczeństwa - byliśmy w punkcie, skąd nie było już odwrotu - mogliśmy tylko iść do przodu.
Nie odpowiedział od razu - tylko obrócił się w moją stronę z kpiącym uśmiechem. Chciałam się przekonać, choć przecież wiedziałam o czym mówi. Sportowcy nie zdradzają swoich dziewczyn. Sportowcy nie piją alkoholu, że nie reagować na dotyk sióstr swoich ukochanym. Sportowcy nie grają w tak chore gry. Sportowcy nie wykorzystują ludzi tak jak my się upokarzaliśmy przez kilka ostatnich dni. Sumienie paliło mnie do żywego, gdy muskał palcami mój policzek, gdy dotykał skóry wokół obojczyk. Skóry, która pragnęła jego warg, jego uwagi, każdy centymetr wręcz jęczał do niego żałośnie z prośbą o uwagę. Zagryzłam wargę dotykając jego falującej nierytmicznie piersi - czułam jak pod palcami bije jego serce, które nigdy nie będzie bić dla mnie. Czy to egoistyczne, że choć raz chcę mieć go dla siebie, żeby móc poczuć, jak to jest z nim być? Chciałam poczuć tylko namiastkę tego, co moja siostra miała na co dzień.
- Na przykład takie. - złapał mocno moje nadgarstki.
Odszukanie moich warg nie zajęło mi nawet sekundy, a ja mogłabym przysiąc, że uśmiechnął się czując, że odwzajemniam pieszczotę. Wydawało mi się, że czas rzeczywiście stanął w miejscu. Że żadne z nas nie oddycha, że wszystko wokół, łącznie z powietrze wytwarza siłę, która jeszcze bardziej nas do siebie przyciągała. I że jeśli ja albo on się poruszy lub odezwie to wszystko zniknie, przewróci się jak z domek z kart i rozsypie. Nagle znieruchomiał patrząc mi w oczy. Mogłam się wyswobodzić, mogła go skrzyczeć, mogłam pobiec do Any i wszystko jej opowiedzieć. W jego oczach było tyle emocji, że nie mogłam w nie patrzeć. Przyciągnęłam go do siebie całując tak mocno jakby była to ostatnia rzecz jaką przyjdzie mi robić w życiu. Uniósł moje ręce przesuwając wierzchnią stroną po drewnie. Przywarliśmy do siebie jak dwie tonące osoby próbujące nawzajem ratować się przed śmiertelnym niebezpieczeństwem. Miałam wrażenie jakby poza jego dotykiem nie docierały do mnie żadne inne bodźce. Świat wirował, a ja chciałam więcej i więcej. Trzymałam się kurczliwie jego koszuli, jakbym próbowała go zatrzymać. Nie umiałam go puścić, nie umiałam niczego poza całowaniem jego warg.
- Linn - spojrzał w moje lekko zamglone oczy z pytaniem. Ale ja nie potrafiłam mu na nie odpowiedzieć. Czy tego chciałam? Bardzo. Czy go pragnęłam? Zbyt długo by móc to zatrzymać.


trochę mi to emocjonalnie wyszło, ale cóż. 
został rozdział i epilog.
nie wiem czy chcę to zakończyć tak jak planowałam.



niedziela, 19 marca 2017

1.05

Stukałam świeżo pomalowanymi na czerwono paznokciami o blat szklanego stołu, który stał w jadalni. Obserwowałam biegające po ogrodzie  psy, którym moja matka rzucała co jakiś czas smakołyki. Lubiłam taką sielankę, nie śpieszyło mi się z powrotem do mieszkania, Axela i cotygodniowych imprez. Chciałam odpocząć, potrzebowałam tego, choć chyba nie wybrałam najlepszego z możliwych miejsc. Każde spotkanie z blondynem, który zaszył się wraz z moją siostrą na górze domu powodowało nieopuszczające mnie przez kolejne godziny dreszcze. Mimo wszystko żyłam zgodnie z myślą “co się zdarzyło w Trondheim, zostaje w Trondheim”. Zresztą to było tylko kilka, może kilkanaście spotkań, które nie były niczym poza zbliżeniem. Nie rozmawialiśmy o przyszłości, nie budowaliśmy marzeniami wspólnego domu, żadne z nas nie zdradzało jakie imiona chce nadać dzieciom. Ingrid i Johan. Jednak potem Daniel wyjechał na zawody, a ja poczułam w dole podbrzusza coś, co postanowiłam zdusić w zarodku. Odcięłam się od niego, a gdy zażądał wyjaśnień potłukłam mu kilka naczyń, za które pieniądze przelałam mu na konto od razu, gdy tylko wróciłam do domu. Zakończyłam naszą znajomość w momencie, gdy to ja tego chciałam. Czy miałam wyrzuty sumienia? Nie pierwszy i nie ostatni raz, ale przecież ja nikogo mu nie zabiłam. Nie obiecywał mi złotych gór i ja również nie chciałam przychylić mu nieba. To wszystko było grą, o której oboje wiedzieliśmy od chwili, gdy on wychodząc z mojego mieszkania zostawił obok kluczy karteczkę z numerem telefonu. Było miło, ale się skończyło.
- Linn! - krzyk siostry sprawił, że potrzebowałam chwili, żeby zlokalizować gdzie jest. Z głębokim westchnieniem, budząc na twarzy czytającego gazetę ojca uśmiech, wstałam i ociężale wdrapałam się na poddasze, gdzie mieścił się pokój mojej ukochanej blondyneczki.
Weszłam od razu rzucając jej nieco zdegustowane spojrzenie, jednak ona siedziała otulona chyba tysiącem koców. Przypominała mi trochę strączek słodkiego grochu, który podjadałyśmy przed kolacją, gdy spędzaliśmy wakacje u babci. Przewróciłam oczami widząc siedzącego na parapecie blondyna, który znudzony opierał się głową o szybę zamkniętego okna. Spojrzałam ponownie na siostrę, która zatrzęsła się szczękając zębami.
- Mam prośbę - zaczęła, a ja wykrzywiłam się nieco przypominając sobie wszystkiego dziwne rzeczy o jakie prosiła mnie podczas całego życia.
- Dlaczego on nie może ci pomóc? - rzuciłam bez przekonania nie odrywając wzroku od Any, która wybuchnęła cichym śmiechem. Słyszałam jak skoczek prycha pod nosem, jednak nie zamierzałam się na niego patrzeć. Moja siostra mimo, że może była szalenie w nim zakochana nie była głupia i znała mnie jak mało kto. Zapewne zauważyła by każde moje niecodzienne zachowanie, a w towarzystwie blondyna mogło ich być niesamowicie wiele. - Jakby nie patrzeć to mężczyzną też sprzedają tampony i podpaski, Axel nawet kiedyś kupił w aptece test ciążowy.
- Czy możesz chociaż raz posłuchać mnie do końca? - przerwała mi śmiejąc się głośno. Zmieszałam się nieco, jednak usiadłam na obrotowym krześle i wbiłam wzrok w jej niebieskie tęczówki, w którym błyszczały iskierki rozbawienia. - Jestem chora, mam gorączkę i pomyślałam, że pójdziesz z rodzicami i Danielem na to przyjęcie wieczorem.
Odetchnęłam z ulgą słysząc, że chodzi tylko o charytatywną imprezę, którą rada miasta organizowała corocznie, corocznie zapraszając moich rodziców. Zwykle na nią nie chodziłam, odkąd mama wcisnęła mnie w olbrzymią, bufiastą i obleśnie różową sukienkę, gdy chodziłam do szóstej klasy. Wzdrygnęłam na wspomnienie siebie jako pudroworóżowej bezy, jednak mina szybko zrzedła mi jeszcze bardziej.
- Mam iść z nim? - wskazałam głową równie co ja zaskoczonego blondyna, który, gdy tylko usłyszał szalony pomysł, który uroił się w ślicznej główce jego dziewczyny prawie zleciał z parapetu. Spojrzałam na niego sceptycznie, jednak moja siostra twardo obstawała przy swoim. Naprawdę nie wiem po kim ona jest taka uparta?
- To jakiś problem? - słodycz jej głosu, do której byłam przyzwyczajona tym razem zemdliła mnie na tyle, że lekko mnie zamroczyło. Czułam jak świat zaczyna mi wirować przed oczami, jednak nie straciłam równowagi. Stałam na boso na drewnianej podłodze szczerząc się jak głupia do chorej. - Rodzice nie mają nic przeciwko, a wam przyda się trochę rozrywki.
- Pewnie, to żaden problem. - odparłam zadziwiające zarówno siebie jak i Tande. Uśmiechnęłam się szeroko całując siostrę w policzek. Mojej grze aktorskiej i nagłemu entuzjazmowi przyświecał tylko jeden cel - musiałam odrobić straty. Czysta gra czy też nie - ja, Linn Carlsson nigdy nie przegrywałam. - Tylko, żebym nie musiała się za ciebie wstydzić, blondi. - mruknęłam jeszcze przez ramię wychodząc w pokoju nieświadoma, że zdobycie pierwszego punktu będzie aż takie trudne.

***

Gładziłam materiał łososiowej sukienki wsłuchując się w dźwięki dobiegające z dołu. Uśmiechnęłam się słysząc klnącego pod nosem tatę, który najpewniej próbował dostać się do łazienki, w której zabunkrowała się jego małżonka. Westchnęłam po raz ostatni przeczesując palcami włosy, które cudem udało mi się poskromić. Nerwowym ruchem chwyciłam leżącą na biurku kopertówkę i oddychając głęboko zeszłam do salonu.
- Tato, na górze jest druga łazienka - podsunęłam strzepując z jego marynarki niewidzialny kurz.
- Zabawne, Linn - sarknął przewracając oczami. - Twoja matka zamknęła się z moją myszką! Zaraz się spóźnimy! Rut, otwieraj te drzwi!
- Powodzenia - rzuciłam przez ramię nie potrafiąc ukryć uśmiechu.
Chociaż byli małżeństwem od ponad dwudziestu lat, ojciec dalej nie mógł zrozumieć, że aby być na czas trzeba w tym domu przestawić zegarki. Zrobiłam tak przed moim zakończeniem szkoły i właśnie wtedy pierwszy i ostatni raz moja mama się nie spóźniła. Zaśmiałam się pod nosem siadając na fotelu. Moje ciało przeszedł dreszcz - nie wiem co go spowodowało - chłodna skóra, którą obity był mebel czy pojawienie się w zasięgu mojego wzroku Daniela ubranego w czarny garnitur. Uniosłam brwi lustrując go nieco zbyt pożądliwie, aby uszło to jego uwadze. Uśmiechnął się szelmowsko przekręcając mnie wzrokiem, co sprawiło, że wszystkie narządy poczułam w gardle.
- Nieźle wyglądasz, Tande - mruknęłam wstając z miejsca z zagryzioną wargę. Mimo, że ta gra była złem i mogła wyrządzić więcej strat niż korzyści nie chciałam przestawać. Czułam, że póki nie przekraczać pewnej granicy wszystko jest dobrze. Trzeba znać umiar i po prostu się hamować. Podeszłam do niego zadzierając nieco głowę do góry. Patrzył na mnie przełykając głośno ślinę, a ja wiedziałam, że mogę teraz coś ugrać. Położyłam dłoń na klapie jego marynarki, a on momentalnie dotknął mojego nadgarstka.
- Ta sukienka pobudza wyobraźnię - wychrypiał, a ja wiedziałam, że odniosłem pierwsze, małe zwycięstwo. Poruszył się nerwowo widząc jak uważnie mu się przypatruję. Zamknął oczy zapewne myśląc na ile może sobie pozwolić. To, co robiliśmy było staniem nad przepaścią i wystarczył jeden, fałszywy krok, aby spaść w otchłań, z której nie było już powrotu. Dotknął moich pleców, czułam jak sunie palcami po lejącym materiale - nie miałam już innego wyjścia.
- Jeszcze krok, a oskarżę cię o napastowanie - szepnęłam mu do ucha całując je delikatnie. - Odrabiam straty.

Otrząsnął się szybciej niż oczekiwałam i w momencie, gdy ojciec oznajmił nam, że wreszcie możemy ruszać w drogę siedzieliśmy po dwóch różnych stronach pokoju - rzucałam w jego stronę co prawda prześmiewcze spojrzenie, jednak nie odwzajemnił ani jednego. Czyżby się bał? Mnie? Nie miał podstaw. Bał się, że przegra grę, którą sam rozpoczął. Miał prawo, bo ja zamierzałam zrobić wszystko byle wygrać.



jestem, jestem, jestem! musiałam to dokończyć, bo przecież wygraną drużynówkę trzeba uczcić! jak sądzicie; kto wygra tę grę?

sobota, 4 marca 2017

1.04

ㅡ  Aisza ㅡ  wymamrotałam odpychając liżącego mnie po twarzy psa, jednak owczarkowi to zupełnie nie przeszkadzało i w dalszym ciągu lizał każdą wystająca poza pościel część mojego ciała. ㅡ  Aisza, uspokój się! ㅡ  krzyknęłam spychając suczkę na podłogę obok łóżka. Sama też usiadłam zerkając na zegar, który wskazywał kilka minut po godzinie ósmej, co było oczywiście porą nieprawdopodobnie wczesną jak na leniwą, lipcową sobotę. Warknęłam pod nosem kilka niegodnych powtórzenia słów zerkając na merdającego ogonem psa. Jej oddech świszczał przerywając panującą na piętrze cieszę, a ja doskonale wiedziałam czego ta terrorystka ode mnie oczekuje. Z jęknęłam zwlekłam się z łóżka zabierając tylko kilka porozrzucanych po podłodze ubrań.
Aisza była moim psem i tylko przy mnie pozwalała sobie na takie zachowanie. Gdy mnie nie było w rodzinnym domu chodziła dumnie warcząc na nieco rozbrykanego Jakiego, który mimo swoich dwóch lat dalej zachowywał się jak szczeniak. Mojej suczce nie wypadało biegać za piłką czy ujadać na listonosza. Od kilku lat, odkąd ją miałam wolała siedzieć z pyskiem na moich kolanach niż biegać po ogrodzie. Trzepnęłam ją tylko lekko w pysk i wyszłam z pokoju nastrajając się odpowiednio do długiego spaceru, o którego prośbę, a właściwie żądanie widziałam w ciemnych oczach owczarka niemieckiego.
Prowadziłam ją spokojnie przez opustoszałe uliczki miasta, żeby w końcu móc spuścić ją ze smyczy na zapuszczonym szkolnym boisku. Uśmiechnęłam się szczerze widząc jak wbiega wśród wysoką trawę - była szczęśliwa, a i mi chyba udziela się jej stan. Wczorajsza rozmowa z Tande dalej odtwarzała się pod moimi powiekami za każdym razem, gdy zamykałam oczy na dłuższą chwilę. To nie było tak, że ja nie chciałam szczęścia mojej siostry - po prostu dalej w jakiś sposób go pragnęłam, chociaż przez większość czasu nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Nie rozstaliśmy się w pokoju, był krzyk, trzaśnięcie drzwiami i kilka rozbitych talerzy. Zachowywaliśmy się jak para, choć nigdy nią nie byliśmy - łączył nas tylko i wyłącznie seks - kilka mocnych pocałunków, kilka jęków i krzyki przerywające ciszę jego lub mojego mieszkania. Machnęłam ręką siadając na ławce, której farba odpadała za każdym razem, gdy się poruszam. Przymknęłam oczy włączając najmocniejszą piosenkę jaką miałam na playliście, jednak nawet ona nie umiała zdusić wyrzutów sumienia, które odezwały się w kawiarnianym ogródku, gdy Axel mocniej zacisnął rękę na mojej talii. Wróciłam na ziemię, gdy ktoś zasłonił mi jedyne źródło przyjemności jakim było w tym momencie Słońce. Uniosłam powieki przyglądając się uśmiechającym się szelmowsko blondynowi, do którego prawie natychmiast przybiegła moja psina, która jakimś cudem nie rzucała się na niego jak na innych moich absztyfikantów jeszcze za czasów licealnych.
ㅡ Nie wiedziałem, że należysz do rannych ptaszków ㅡ  zaśmiał się ironicznie wskazując na moje wręcz pachnące nowością buty do biegania, które jakimś cudem udało mi się znaleźć na dnie szafy. Wstałam patrząc na niego uważnie, jednak zadzierając do góry głowę musiałam wyglądać dość komicznie. Aisza usiadła na wyszczerbionym chodniku otaczającym ławki obserwując nas z przekrzywionym łbem. Rzuciłam jej jeszcze ostrzegawcze spojrzenie, jednak zupełnie nie zwróciła na mnie uwagi. Nawet psa mi omamił - pomyślałam na chwilę odrywając się od oczu Norwega.
ㅡ Wielu rzeczy o mnie nie wiesz ㅡ  zauważyłam próbując go wyminąć, jednak złapał mój nadgarstek mocno go wykręcając na co syknęłam z bólu. Mój pies nawet nie warknął, o szczekaniu nie wspominając. Czułam się osamotniona, zdana na czyjąś łaskę - a jeśli miałam się tak czuć, nie chciałam, żeby mój byt lub niebyt leżał w ręką Daniela.
ㅡ  Dalej masz te same perfumy ㅡ  zauważył zaciągając się korzennym zapachem, a ja prychnęłam przewracając oczami. ㅡ Zabawne, że dalej masz dreszcze jak cię dotykam.
ㅡ To dreszcz obrzydzenia ㅡ mruknęłam modląc się, żeby kolejny raz ciepło nie rozlało mi się po całym ciele. Od naszej pierwszej, wspólnej nocy czułam się źle, gdy tylko był w pobliżu. Działał na mnie tak mocno, że nie byłam w stanie tego kontrolować, więc zagryzłam tylko policzki od środka i kiwałam głową, że wszystko jest w porządku. Odwróciłam głowę na tyle, żeby opóźnić poczucie jego zapachu tak długo jak tylko byłam w stanie.
ㅡ  A jakbym zrobił tak? ㅡ  przybliżył się do mnie tak mocno, że czułam jego miętowy oddech, który owiewał moje wargi budząc do pracy rejonu mózgu, którym rzadko pozwalam dochodzić do głosu. Zamarłam zupełnie nie wiedząc jak zareagować, jednak moje ciało zadecydowało za mnie. Niewidzialny ciężar opuścił się na moje płuca w chwili, gdy dotknął mojego policzka, a każdy dotyk opuszków jego palców palił moją skórę niczym wypalone znamię. Przełknęłam ślinę nie mając ochoty, ani też siły się odcisnąć - przerwać tę chorą grę, którą sama zaczęłam poprzedniego wieczora. Przymknęłam oczy pragnąc go każdą komórką mojego ciała, wargi bolały mnie z niepocałowania, jednak to nie nastąpiło. Usłyszałam tylko jego cichy śmiech, a gdy ponownie zajrzałam w jego oczy dostrzegłam rozbawienie. ㅡ Znowu wygrałem.
Chwilę potem usłyszałam jak odbiegał, a ja stałam w tamtym miejscu pomstując jego, własną głupotę i cały świat na miękkich kolanach aż do momentu aż dzwonek mojego telefonu nie rozniósł się echem po boisku mojej starej podstawówki.




trochę mi smutno, że jest Was tak mało, jednak nie zwieszam głowy, bo Daniel za bardzo mi po niej chodzi.